To prawda. Psychologowie czy psychoterapeuci – jak wszyscy – są ludźmi, z właściwą ludziom wrażliwością, słabościami, ograniczeniami, trudnościami. Także często z trudną przeszłością, bo właśnie ta trudna przeszłość skłoniła ich do szukania odpowiedzi, wyjaśnienia dla tego, co przeżyli. To właśnie trudne doświadczenia wykształciły w nich wrażliwość na innych, empatię, która pozwala na współodczuwanie i rozumienie doświadczeń innych ludzi. Jednak te doświadczenia i wynikające z nich umiejętności nie uprawniają do pomagania innym jako psychoterapeuci. Do tego potrzeba świadomości siebie, głębokiego rozumienia siebie, świadomości przyczyn i skutków trudnych czy dramatycznych wydarzeń, w których uczestniczyli. I życzliwości dla siebie samego, by tę życzliwość zdolni byli mieć i dla innych ludzi.
Drogą do tego jest praca nad sobą w psychoterapii. Każdy psychoterapeuta powinien przejść terapię własną i wracać do niej, gdy zachodzi taka potrzeba. Współczesne szkoły psychoterapii wymagają tego od młodych terapeutów; jest to jeden z warunków otrzymania dyplomu ukończenia szkolenia z psychoterapii.
To, że terapeuta ma za sobą terapię własną zupełnie nie oznacza, że jest wolny od osobistych trudności raz na zawsze. Z biegiem lat zmieniają się okoliczności życiowe, zmieniają się fazy życia, terapeutów także przecież dotykają straty, choroby i wszystko to, co wpisane jest w życie każdego człowieka. Także sam zawód psychoterapeuty stawia go przed sytuacjami, które mogą być trudne do samodzielnego „uniesienia”. Etyka tego zawodu, w szczególności szacunek i dbałość o dobro klienta każe w takich chwilach znów zwrócić się o pomoc.
Myślę, że wszyscy w naszym zespole zgodzimy się co do przekonania, że psychoterapeuta to człowiek jak każdy inny, często trochę bogatszy o trudne doświadczenia ale też bliższy ich przekroczenia, nadania im sensu i wartości w drodze do osobistego rozwoju. Gotowy do towarzyszenia innym ludziom w spotkaniach z ich własnym cierpieniem i zdolny do wrażliwej, świadomej i aktywnej obecności w tych przeżyciach.